Słowo na niedzielę 29 listopada 2015 r.
Opowiem coś co wygląda na bajkę, a bajką nie jest. W pewnym mieście w Włoszech (Muro Lucano) przy wielkiej studni stał młod Gerhard, sługa biskupa. Stał, patrzył uporczywie w ciemni głębię. Był przerażony. Co teraz będzie? Klucz od bram pałacu biskupiego upadł na dno głębokiej studni. Co powie na to biskup? Może mnie wypędzi ze służby? Ciężkie myśli dręczą biednego chłopca. Nagle zrywa się i biegnie do pobliskie katedry, bierze ze żłóbka Dziecię Jezus i przynosi do studni. Zbierają się ludzie: Co on chce zrobić? A Gerhard woła „Jezuniu! Mój kochany, Jezuniu! Tylko Ty Jeden możesz mi dopomóc w nieszczęściu! Spraw, abym odzyskał mój klucz” Jezuniu, Kochany Jezuniu. przynieś mi...” woła. Po chwil wciąga sznur na górę... Okrzyk! A wkoło szmer zdziwienia. Dziecię Jezus trzyma w ręku zgubiony klucz! Taki wypadek zdarzył się w życiu św. Gerharda z Majella, który żył przeszło 250 lat temu. Umarł w roku 1755. Kiedy Papież Pius X ogłaszał go świętym, zdarzenie to zbadano szczegółowo i uznano za prawdziwe (P. Tib. Burger). Czy rozumiemy tę historię?