Słowo na niedzielę 15 lutego 2015 r.

      Wielkim błędem byłoby ograniczenie cudu, uzdrowienia trędowatego, tylko do wymiaru fizycznego i społecznego. Ten wymiar jest tylko widzialnym znakiem głębszej rzeczywistości, która rozgrywa się w duszy człowieka, gdzie człowiek spotyka się ze zbawiającym Bogiem. W tym duchu można odczytać słowa Jezusa skierowane do uzdrowionego: ”Bacz abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, która przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Chrystus chce uniknąć ”medialnego szumu”, aby było łatwiej choremu odkryć to co najistotniejsze w tym wydarzeniu.

Trędowaty nie jest napiętnowany przez Boga, co więcej jest Jego ukochanym dzieckiem. A jeśli człowiek jest autentycznie zjednoczony z Bogiem, to nigdy nie jest opuszczonv i samotny. Nawet w najtrudniejszych doświadczeniach życiowych nie jest sam, jest z Bogiem. I to bycie z Bogiem toruje drogę do jedności z bliźnim, nawet gdyby relacje z nim były pogmatwane prze zło, które na podobieństwo trądu niszczy życie człowieka. Sprawy boże nie szukają rozgłosu i próżnej chwały. Rozgłos jest nieraz potrzebny, ale zawsze jest czymś wtórnym. Nieraz słyszymy o objawieniach, o cudach. Jest wokół tego wiele szumu. Ciągną tam ogromne rzesze pielgrzymów. A po kilku latach następuje cisza i nikt nie pamięta tego „cudu”. Bo to był „cud” dla ludzi goniących za tanią sensacją. A prawdziwy cud dokonuje się w naszej duszy, gdy usuniemy ze niej trąd grzechu i zjednoczymy się ściśle z Bogiem. I właśnie ci, którzy doznali takiego cudu w mocy Chrystusa zadziwiają i zmieniają świat. Można by tu wspomnieć św. Jana Pawła II, czy bł. Matkę Teresę z Kalkuty. Takich cudownie przemienionych jest tysiące. Jednym z nich jest duchowny z poniższej historii

      W kopalni węgla kamiennego w Pensylwanii doszło do wybuchu, w wyniku którego kilkunastu górników zostało uwięzionvch pod ziemią. Akcji ratowniczej towarzyszyli członkowie rodzin i przyjaciele górników. Stali na zewnątrz i z niepokojem czekali na kolejne informacje o losie bliskich. Nagle ktoś ze zgromadzonych zaczął śpiewać, po czym przyłączyły się inne głosy. Chłodną nocą poszybowały ku niebu słowa: „Dziękujmy Bogu za łaskę, że możemy Mu powierzyć w modlitwie wszystkie nasze sprawy". Po pewnym czasie ucichł śpiew i nastała cisza. I wtedv wystąpił z tłumu starszy duchowny, mówiąc: „Módlmy się". W krótkiej, ale przejmującej modlitwie wyraził ufność Bogu, którego prosił o ocalenie górników oraz nadzieje dla rodzin i przyjaciół. W pobliżu była ekipa telewizyjna. Reporter tej telewizji był poruszony tą modlitwą, nie nagrał jej jednak, bo w tym czasie kamera była wyłączona. Poprosił zatem duchownego o powtórzenie modlitwv. Duchowny kategorycznie odmówił. „Ale ja jestem reporterem reprezentującym 260 stacji telewizyjnych. Miliony ludzi będzie mogło widzieć i słyszeć tę przepiękną modlitwę”. Duchownv grzecznie, ale zdecydowanie ponownie odmówił. Może ksiądz mnie nie zrozumiał - nalegał młody reporter - ja nie reprezentuję jakieś lokalnej telewizji, ale CBS. Cały naród będzie to oglądał”. Nie przekonało to duchownego. Odwrócił się i odszedł. Reporter był wściekły. Nie mógł pojąć zachowania duchownego. Jednak po pewnym czasie, jak sam napisał, zrozumiał, że ta modlitwa dotykała spraw, które dzieją się w duszy człowieka i dotykają tajemnicy Boga. A tego żadna telewizja nie może przekazać. Napisał między innymi: „Duchowny nie chciał robić widowiska z rzeczywistości, która dotyka tajemnicy samego Boga. Dzięki Bogu, że nie chciał sprzedać swojej duszy telewizji, nawet telewizji CBS”.

 

ks. Mgr Bernard Twardowski