Słowo Boże na niedzielę 12 stycznia 2020 r. 

Św. Ludwik IX król francuski dostąpił łaski chrztu św. w królewskiej kaplicy zamkowej. Natomiast na króla Francji koronowany był we wspaniałej katedrze w Reims. Ponieważ pobożny król częściej modlił się w kaplicy zamkowej niż w pięknej katedrze, zapytano go pewnego razu: - Dlaczego Jego Królewska Mość modli się częściej w kaplicy zamkowej, a nie w katedrze, gdzie został koronowany na króla Francji? Św. Ludwik dał wtedy następującą odpowiedź: - W zamkowej kaplicy przyjąłem chrzest święty, a poprzez to stałem się dzieckiem Bożym. W katedrze zostałem koronowany, przez co stałem się królem Francji. Godność synostwa Bożego jest wyższa niż godność królewska. Godność królewską utracę w chwili mojej śmierci, a jako dziecko Boże pozyskam wieczną szczęśliwość.

   Przyzwyczailiśmy się do tego, że jesteśmy ochrzczeni: my sami i nasi bliscy. Jest tak, odkąd pamiętamy, bo rzadko zdarza się chrzest dorosłych. Od dziecka więc uczestniczymy w rzeczywistości, w którą wprowadził nas chrzest - w rzeczywistości Kościoła, sakramentów, życia łaski. Sakrament chrztu świętego można jednak potraktować na sposób magiczny. Dzieci należy ochrzcić, bo taka tradycja, tak wypada, tak się zawsze robiło. A potem? Kościół pierwotny był daleki od takiego kryptomagicznego podejścia wobec chrztu świętego. Dlatego istniał długi i wymagający okres, zwany katechumenatem. Kiedy dorosły podejmował decyzję o przyjęciu chrztu, musiał przejść okres katechumenatu, który był podzielony na pewne etapy, zwane wtajemniczeniem chrześcijańskim. Okres ten był zstępowaniem do źródła chrzcielnego: w sensie dosłownym i w sensie przenośnym. Przyszły chrześcijanin musiał uświadomić sobie dokładnie i wyraźnie swoją sytuację duchową, która była sytuacją grzechu, niemocy, oddalenia od Boga. Żeby go mógł oświecić blask sakramentu, najpierw musiał sobie uświadomić ciemności grzechu, w jakich trwa. Aby mógł doświadczyć mocy sakramentu, najpierw musiał doświadczyć własnej niemocy wynikającej z oddalenia od Boga. Katechumenat był stawianiem siebie samego w prawdzie, radykalnym wejściem na drogę nawrócenia. Poszczególne etapy wskazywały kierunek i jednocześnie przybliżały do światłości, którą jest Jezus Chrystus. W naszych czasach, kiedy chrzest dzieci jest powszechny, ten proces powinien się dokonywać po chrzcie. Do tego zresztą zobowiązują się rodzice, przynosząc dziecko do chrztu — że przekażą mu wiarę. Jak jest w rzeczywistości - sami wiemy najlepiej. Rodzice są często zdania, że dziecku trzeba przekazać dom, samochód, konto bankowe, pomóc w dobrym wykształceniu i znalezieniu dobrze płatnej pracy - i najlepiej, gdyby się to wiązało z udanym związkiem małżeńskim. A wiara? Owszem, może i jest ważna, ale od tego jest Kościół, katecheci itp. Chrzest nie jest magicznym rytem, którego przyjęcie automatycznie uczyni kogoś chrześcijaninem. Kto nie ma ducha Chrystusowego, ten do Chrystusa po prostu nie należy, nawet gdyby miał metrykę chrztu.

ks. mgr Bernard Twardowski