Słowo na niedzielę 5 stycznia 2014 r.

     Zanim będziesz życzył komuś szczęścia w nowym roku, to zastanów się i pomyśl. „Szczęście znalazłem, ale jedynie w koniczynie” – napisał ktoś ironicznie. Tak, bo szczęście nie może być celem, nie można go zdobyć, zatrzymać, znaleźć na nie sposobu. Jest raczej przelotnym stanem towarzyszącym jakiemuś spełnieniu… bardziej niespodziewanym, zaskakującym i dlatego tak pożądanym, wytęsknionym. Ale gdyby ten stan zaczął trwać długo, to kto wie, może byłby nie do zniesienia? 

      Trzeba byłoby pytać, jakiego szczęścia ktoś sobie życzy, zanim zacznie się mu go życzyć, jeśli oczywiście naprawdę dobrze mu się życzy… Bo ”szczęście w totolotka” może być czasem niestety… nieszczęściem dla kogoś, bo nagle spadnie na niego tak wiele kłopotów, obaw, problemów, że po prostu tego nie udźwignie albo się tak w nie uwikła, że będzie bardziej nieszczęśliwy niż przed wygraną.
      A szczęście w miłości? Któż tego sobie nie życzy? Ale jakiego szczęścia? Żeby on był i żeby ona była zadowolona…każde z siebie samego – tak? I żeby nikt im nie popsuł tych cudnych obrazków, jakie każde z nich sobie wymalowało na temat drugiego – tak? I żeby ona mogła bawić się nim, a on nią, jak chłopiec laleczką, a dziewczynka mieczykiem…bez przeszkód i smutnych niespodzianek – tak? I żeby było im nieustannie tak dobrze, że… dobrze im tak…
      Przecież to w końcu musi się rozwalić…bo gdyby dłużej potrwało…to ta miłość nie byłaby tworem, ale p o t w o r e m. I dlatego, kochane potwory, dziękujcie komukolwiek, kto wam pomoże uciec od siebie jak najdalej! Bo gdybyście takimi przy sobie zostali, to by było dopiero NIESZCZĘŚCIE! Czy raczej dwa nieszczęścia…Gorzej, gdy jeszcze zabraliby się za płodzenie następnych małych i coraz większych nieszczęść.
      A może jakaś nauka ukryta jest w tej oto przypowiastce? Przed domofonem dziewczyny staje jej chłopak z bukietem. Naciska przycisk i słyszy: kto tam? Odpowiada więc: JA! Ale w głośniczku słyszy niespodziewanie: „Nie znam ciebie, idź sobie…” Nie dowierza, dzwoni raz jeszcze. Ale słyszy znajomy głos mówiący zdecydowanie to samo. Odchodzi wściekły i pyta starszego przyjaciela, o co jej mogło chodzić. Ten długo mu tłumaczy, że w miłości „ja” musi maleć, a „TY” rosnąć. Po jakimś czasie zmagania się ze sobą, chłopak to jakoś pojmuje. Znów staje tam z bukietem i znów słyszy:” Kto tam?” Odpowiada więc: To „TY?” I zdumiony słyszy odpowiedź:” Wejdź do mnie – wszystko, co jest moje, należy także do Ciebie…”
      Powiedz, jaki jest obraz twojego szczęścia, a powiem ci, kim jesteś… I nie jest to chyba tylko zgrabne powiedzonko, bo z marzenia o szczęściu, tak wiele można odczytać o człowieku. I wydaję się, że szczęśliwym może być tylko ten, kogo uszczęśliwia szczęście kogoś innego
 
                                                                                                                                                             ks. mgr Bernard Twardowski