Słowo na niedzielę 4 listopada 2018 r.
Rosyjski car, Mikołaj I (1825-1855), despota i ciemiężca Polaków, był też okrutnym prześladowcą katolików. Ze szczególną nienawiścią odnosił się do biskupów, kapłanów i zakonników. W czasie jego panowania setki duchownych wywieziono na Sybir, do ciężkich robót w tamtejszych kopalniach, a wielu straciło życie z rąk jego żandarmerii, podczas przesłuchań i tortur. Zdarzyło się, że kilku zakonników jednego z klasztorów, których carscy żołnierze okaleczyli obcinając im nosy i wargi, zdołało uciec za granicę. Papież Grzegorz XVI, do którego udali się ze skargą, udzielił im schronienia w jednym z rzymskich klasztorów.
Gdy w roku 1845 car Mikołaj przybył do Rzymu, Grzegorz XVI, podczas audiencji dla cara, podjął temat prześladowań katolików rosyjskich, przypominając mu sąd Boży, przed którym nawet królowie będą musieli odpowiedzieć za swe czyny i decyzje. Car, usłyszawszy to, z pewnością w głosie zaprzeczył takim oskarżeniom, twierdząc, że w jego kraju jest wolność, a wszyscy wierzący mogą się modlić jak i kiedy chcą. Wtedy na znak papieża służba odsunęła jedną z zasłon i przed oczami przerażonego cara stanęły nieszczęsne ofiary jego okrucieństwa, z niezabliźnionymi jeszcze ranami. Car nie wytrzymał tego widoku - blady i zdenerwowany - wybiegł z sali, pomijając wszelkie konwenanse właściwe głowom państwa. Długo w Rzymie opowiadano między mieszkańcami, jak papież urządził carowi pierwszy sąd ostateczny, ujawniając przed nim w jednej chwili to wszystko, co chciał zafałszować gładkim słowem i zręczną dyplomacją.
Ucieczka przed prawdą o sobie jest częstą postawą ludzi, którzy mają coś do ukrycia, wstydzą się swojej przeszłości. Wędrują drogami tego świata spoglądając wstecz, za siebie, ze strachem wspominając jej wydarzenia. Uciekinier nie zwraca uwagi na przyszłość, bo cały skupia się na przeszłości. Ma tylko jedną możliwość: musi rozliczyć się z sobą i dawnym czasem. Może to zrobić jedynie sam, „zgłaszając się" do Sędziego, przed którego sądem nie ma ucieczki. W sakramencie pojednania z Bogiem, z inicjatywy człowieka, następuje „rozliczenie" z tego, co mogłoby być treścią sądu ostatecznego. Przygotowanie się do niego powinno być troską człowieka wierzącego przez całe życie.
Św. Barlaam trafnym porównaniem opisał wartość dobrych uczynków, jako przygotowanie na chwilę sądu ostatecznego. Mówił: Pewien człowiek miał trzech przyjaciół. Na dwóch pierwszych bardzo polegał i spodziewał się od nich w razie potrzeby skutecznej pomocy. Od trzeciego niewiele oczekiwał. Pewnego dnia pozwano go przed sąd, zwrócił się zatem do przyjaciół po pomoc. Pierwszy pożyczył mu ubranie, ale nie poszedł z nim. Drugi towarzyszył mu przez pewien czas, ale potem, obojętny na sprawę, powrócił do domu. Nie opuścił go jedynie trzeci: poszedł z nim do sądu i gorliwie bronił przed oskarżeniami. Pierwszym przyjacielem jest bogactwo: człowiekowi udającemu się na sąd ostateczny daje jedynie ubranie na nieżywe już ciało. Drugim przyjacielem są krewni i bliscy: odprowadzają do grobu, ale opuszczają nas i wracają do siebie. Trzecim - najwierniejszym jak się okazuje przyjacielem są dobre uczynki: nie opuszczają człowieka, idą wraz z nim, towarzyszą mu w czasie Bożego Sądu, pomagają w uniewinnieniu lub uzyskaniu łaskawego wyroku.
ks. mgr Bernard Twardowski