Słowo Boże na niedzielę 28 czerwca 2020 r. 

W jednej z sekwencji filmu zatytułowanego „Amery­kański Hymn” przedstawiona jest bardzo smutna scena. Ukazuje ona młodego mężczyznę, który nie chce się pogodzić z tym faktem, że w nieszczęśliwym wypadku stracił jedną nogę. Ten młody człowiek buntuje się przeciw Bogu, ludziom i samemu sobie. Zamyka się w swoim pokoju i nikogo nie chce wpuszczać do środka oprócz dziewczyny, którą podziwia i kocha. Cały czas spędza w półmroku, przy zasłoniętych oknach, słuchając muzyki.
A oto inne jakże odmienne wydarzenie wzięte prosto z życia. Na ruchliwej miejskiej ulicy, wypełnionej hałasem przejeżdżających samochodów i przechodzących ludzi daje się słyszeć czyjś przepiękny, ciepły, wypełniony optymiz­mem i radością życia śpiewający głos. Wielu przechod­zących ludzi, ten wypełniony ciepłem, miłością i pokojem śpiew, chwyta za serce. Podchodzą więc bliżej, aby zobaczyć kto tak cudownie śpiewa? Jakie wielkie jest ich zdumienie, gdy widzą, że śpiewającym jest młody człowiek bez nóg, siedzący na wózku inwalidzkim i po­pychający ten wózek kikutami rąk.

Dwa powyższe przykłady wprowadzają nas w ducha Ewangelii, w której Pan Jezus stawia przed nami jedno z najtrudniejszych wymagań: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. Młody człowiek, który utracił w wypadku nogę, odrzucił zaproszenie Pana Jezusa do niesienia swego krzyża. Nie zaakceptował tej nowej sytuacji w swoim życiu, że będzie musiał żyć odtąd bez nogi, albo ze sztuczną protezą. Odrzucenie i nie zaakceptowanie tego krzyża sprowadziło na niego i na jego otoczenie głęboki smutek i depresje.

Drugi młody człowiek wziął odważnie na siebie krzyż w postaci kalectwa. Zaakceptował swoją sytuację, że odtąd nie będzie już mógł nigdy chodzić na własnych nogach. To wewnętrzne pogodzenie się ze swoim kalect­wem, podjęcie krzyża, przyniosło temu człowiekowi i lu­dziom, którzy go otaczali, głęboki pokój i radość.

Nasze życie także nie jest wolne od codziennych krzyży. Kiedy te krzyże są bardzo ciężkie, wtedy niejedno­krotnie powstaje w naszym sercu pokusa, aby zbuntować się, odrzucić krzyż, odwrócić się od Chrystusa i przestać być Jego uczniem. Warto jednak wtedy mieć w pamięci trafne i wypływające ze znajomości Ewangelii i ludzkiego życia słowa naszego narodowego wieszcza, Adama Mic­kiewicza: „Czas jest jak łańcuch; im dalej od Boga ucieczesz, tym dłuższy i tym cięższy łańcuch z sobą wleczesz”.

ks. mgr Bernard Twardowski