Słowo Boże na niedzielę 27 września 2020 r. 

W roku 1911 pięcioosobowa ekspedycja brytyjskich badaczy wyruszyła, aby zdobyć Biegun Południowy. Kie­rownikiem tej ekspedycji był Robert Scott. Aby zdobyć Biegun Południowy odkrywcy mieli do pokonania 800 mil głębokich śniegów, lodu i potwornego zimna. 18.01.1912 r. ekspedycja zakończyła się wielkim suk­cesem. Po raz pierwszy stopa ludzka dotknęła Bieguna Południowego. Niestety chwalebny wyczyn tych odwa­żnych odkrywców zamienił się w porażkę w czasie ich powrotu. Dwóch z nich umarło z trudów, zimna i wy­cieńczenia. Trzech pozostałych zamarzło na śmierć za­ledwie kilka kilometrów od miejsca, w którym mogli otrzymać pomoc lekarską i żywność.

   Kiedy znaleziono ciała tych badaczy, znaleziono rów­nież kronikę, w której opisane były wszystkie wydarzenia z wyprawy, aż do momentu ich śmierci.Jednym z tych badaczy był Bill Wilson, który był lekarzem wyprawy. W młodości był on absolwentem Uniwersytetu w Cambridge. Koledzy ze studiów nadali mu przydomek „cynika”. Miał on bowiem bardzo nie­przyjemny charakter i bardzo złośliwy dokuczliwy język. Pewnego razu napisał w liście do swego przyjaciela o samym sobie: „Wiem, że jestem pysznym, złośliwym, obrażającym innych, a przede wszystkim jestem wielkim egoistą”.

   W czasie tej wyprawy na Biegun Południowy Bill „cynik” stał się zupełnie innym człowiekiem. Koledzy z wyprawy nazwali go „Billem, który wprowadza pokój”. Kierownik wyprawy, Robert Scott napisał o nim w Kronice wyprawy: „Bil jest wspaniałym kompanem, nieustannie radosnym, dodającym ducha każdemu z nas, gotowym zawsze do pomocy i do poświęcenia się dla innych. Jego niebieskie oczy budzą zawsze nadzieję, a jego umysł jest pełen pokoju”.Zaś sam Bill Wilson napisał tuż przed swoją śmiercią: „Niezależnie od tego czy będę długo żył, czy jutro umrę, wiem, że jestem w rękach Boga i żyję po to, aby innych do Boga przyprowadzić...”. „Musimy czynić co tylko możemy, a resztę pozostawmy Bogu. Pokładam moją ufność w Bogu niezależnie od tego co się ze mną stanie”.

   Historia Billa ilustruje ten rodzaj przemiany serca, którego doświadczył drugi syn z ewangelii.Opowiadając przypowieść o dwóch synach, Chrystus pragnie zmusić słuchaczy do wydania opinii o samych sobie. „Co myślicie? - mówi do nich Pan Jezus. Pewien człowiek miał dwóch synów. Pierwszy słysząc słowa zaproszenia ojca: „Dziecko, idź i pracuj w winnicy” - odpowiedział: „Idę, Panie”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł”.

   Chrystusowa przypowieść o dwóch synach odnosi się także do nas. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że również współcześnie nie brakuje takich wyznawców Chrystusa, którzy są Jego wyznawcami tylko od „wielkiego dzwonu”. Legitymują się metryką chrztu, uczestniczą we Mszy św. na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Poza tym ich życie upływa z dala od Chrystusa i jego Ewangelii.

   Popatrzmy na siebie. Nie wystarczy Panu Bogu obiecywać. Obietnice trzeba zawsze wypełniać, szczególnie obietnice złożone Panu Bogu.

ks. mgr Bernard Twardowski