Słowo na niedzielę 22 października 2017 r. 

   Jak można odczytać ewangeliczne przesłanie na dzisiejszą niedzielę?. Wiemy, że na wyznaczonym nam przez Boga szlaku do naszej ostatecznej przystani, pojawiają się pewne napięcia i to bardzo często na styku powinności wobec Boga i cesarza. Władcy ziemscy sięgają często po to co należy do Boga i nieraz czynią to w imię Boga ale wcale im nie chodzi o chwałę Boga tylko własną. Można zabijać w imię swojego boga, czy raczej bożka. Częściej jednak człowiek bez kamuflażu sięga po to co należy do Boga. Klasycznym tego przykładem może być ateistyczny Związek Radziecki. Starano się tam wyprzeć Boga z każdej dziedziny życia, stawiając na miejsce Boga jakiegoś komunistycznego kacyka. Moralność chrześcijańską opartą na miłości Boga i bliźniego zastępowano moralnością nienawiści opartej na marksistowskiej walce klas. Przykładem tego są słowa sowieckiego sędziego skierowane w czasie rozprawy sądowej do ks. Władysława Bukowińskiego – Apostoła Kazachstanu: „Tak, tak, Bukowiński, zdemoralizowaliście dużo ludzi”.

   Błogosławiony ksiądz Władysław Bukowiński za wierność Bogu i ludziom w głoszeniu Ewangelii zapłacił ponad trzynastoma latami sowieckich więzień i łagrów. Mógł w latach 50. wrócić do Polski, lecz pozostał z kazachskimi katolikami, narażając się na szykany i aresztowanie. Na pytanie śledczego, dlaczego nie wyjechał, odpowiedział, że uczynił to „ze względów ideowych, dla pracy duszpasterskiej wśród tak bardzo jej potrzebujących, a nie mających swoich kapłanów katolików Związku Sowieckiego”. A był tym ludziom bardzo potrzebny. W 1957 roku, gdy objeżdżał wioski w okolicach Ałma Aty, w jednej z nich stary mieszkaniec powitał go słowami: „Wywieźli nas pod te góry, zostawili tutaj i wszyscy zapomnieli o nas. Nikt nas nie pamiętał. Dopiero Ojciec Duchowny do nas przyjechał. My takie sieroty, my takie sieroty…”. Płakali wszyscy, a ks. Bukowiński z nimi. Grekokatolicki ksiądz Eliasz Głowacki tak mówił o Bukowińskim: „W tym piekle zła, niesprawiedliwości, krzywdy, bólu i cierpienia szukałem człowieka – wzoru dla siebie. Tym wzorem człowieka był dla mnie przez dziewięć lat w łagrach i pozostanie na zawsze obecny ks. Władysław Bukowiński. Wysoki, wychudły, w lichej odzieży, lecz zawsze pogodny i uśmiechnięty. Widziałem go powracającego z pracy z klocem drzewa na ramieniu chociaż nie wszyscy nieśli drzewo. Chciałem jak najprędzej nawiązać kontakt osobisty, lecz to sprawa niełatwa, zawsze był otoczony współwięźniami, o coś pytał, odpowiadał na pytania, tłumaczył, pocieszał, nieraz powiedział żartobliwe słówko. Dla nas kapłanów urządzał rekolekcje, dla świeckich grup mówił nauki w języku rosyjskim, ukraińskim i niemieckim. Ile światła, pociechy i siły wlewały w nasze serce jego słowa, dzięki którym przetrwaliśmy. Nie tylko słowem głosił miłość, ale czynem praktykował na co dzień. Pomagał innym nosić drzewo, dzielił się skromną porcją chleba, oddawał innym cieplejszą bieliznę, nie patrząc na narodowość lub pochodzenie. Kiedy bliżej go poznałem starałem się go naśladować. Kontakty z nim podtrzymywały mię na duchu, zrozumiałem wartość cierpienia, dzięki czemu nie załamałem się – owszem wzrosła we mnie wiara i nadzieja lepszego jutra”.

ks. mgr Bernard Twardowski