Słowo na niedzielę 21 października 2018 r. 

W ostatnim czasie na ekrany wszedł film „Kler”, który porusza między innymi problem władzy i pieniędzy w kościele. Film miernej wartości artystycznej zdobył ogromną oglądalność, co znaczy, że pro­blemy poruszane w nim interesują sporą część naszego społeczeństwa. I że bar­dziej interesują nas brudy, niż to co jest piękne w kościele. Żaden film, który uka­zuje ludzi kościoła, którzy poświecili swoje majątki i niejednokrotnie życie w służbie bliźniemu nie zyskał nawet porównywalnej oglądalności, mimo że arty­stycznie przewyższał film „Kler”.

Fabuła filmu jest wymyślona, ale to nie znaczy, że podobne przypadki nie mają miejsca w kościele. Nawet, gdy należą do rzadkości zasługują na potępienie. Filmowy obraz władzy w kościele nie ma nic wspólnego ze służbą. Bogactwo ukazane jest jako główny motyw działania ludzi kościoła. Niektórzy sądzą, że ten film po­służy naprawie kościoła. Być może tak będzie, chociaż co do tego jestem scepty­kiem. Spotkałem młodego człowieka z problemami moralnymi, które go zepchnęły na rozdroża wiary. Wspomniany film utwierdził go w decyzji zdystansowa­nia się od wiary.

Trudno podejrzewać twórcę filmu o chęć naprawienia kościoła. Znany jest z wcześniejszych antykościelnych wystą­pień. Domaga się wyrzucenia religii ze szkół, zerwania konkordatu ze Stolicą Apostolską, co jest dziwne, bo w ostatnim czasie nawet Chiny zawarły taki konkor­dat ze Stolicą Apostolską. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej powiedział: „Je­stem ateistą, wpatrzonym trochę w ko­smos, w naukę, w naturę, ale niewierzą­cym. Aha - dodam, że żaden ksiądz mnie nie skrzywdził. Kościół pierze mózgi dzieciom i wychowuje w przesądach”.

Grażyna Szapołowska, która w zasa­dzie nie ma nic wspólnego z kościołem katolickim tak mówi „Faktowi” o filmie, którego nie zamierza ogadać: „Mam ważniejsze sprawy na głowie i szczerze, to mam w nosie »Kler«. Nie lubię generalizowania i gadek, że wszyscy księża to pedofile i molestują dzieci. Nie jestem świętą i złamałam pra­wie każde przykazanie [...], jestem też ostatnią osobą, którą można by nazwać moralizatorką, ale ten film mnie jakoś nie grzeje. Apeluję o spokój i rozsądek w te­macie wylewania pomyj na wszystkich księży i o zajęcie się w życiu czymś poży­tecznym, np. pójściem na spacer z psem. To zwykła nagonka, a nagonki zatruwają mi powietrze, sprawiając, że nie mogę od­dychać. Dosyć tego!”.

Zgadzam się z aktorką, że lepiej zająć się w życiu czymś pożyteczniejszym, niż oglądaniem tego filmu, a naprawę kościoła trzeba za­cząć od siebie.

ks. mgr Bernard Twardowski