Słowo na niedzielę 16 lutego 2014 r.

         W niektórych środowiskach można słyszeć takie rozumowanie: “Chrystus zastąpił przykazania Starego Testamentu jedynym przykazaniem miłości, a więc nie jesteśmy już zobowiązani do zachowywania przykazań”. Tego rodzaju rozumowanie prowadzi do bardzo swobodnego rozumienia i traktowania przykazań, a co za tym idzie i całej moralności. W imię tego rozumowania zastępuje się poczucie i pojęcie grzechu i winy, ideą słabości, niedoskonałości, albo ludzkiej ułomności. Nie ma więc potrzeby spowiadania się, ani wyznawania grzechów. Wystarczy, że bardzo ogólnie a nawet ogólnikowo powiem lub uznam w swoim sumieniu, że nie kochałem Boga i bliźniego, a “sprawa jest już załatwiona” i nie mam potrzeby robić sobie wyrzutów sumienia. Efektem tego jest bardzo rozmydlone pojęcie grzechu, nawrócenia, pokuty, konieczności poprawy. Bo i z czego się poprawiać, nad czym pracować, skoro nie ma grzechu, nie ma winy, nie ma zła. Jest tylko bardo ogólnikowe i uspokajające stwierdzenie: “nie kochałem Boga i bliźniego”. 

      W dzisiejszej Ewangelii Chrystus zadaje kłam wszystkim tego rodzaju rozumowaniom, mówiąc: “Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo, albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale je wypełnić”. I jakby dla podkreślenia ważności i uniknięcia wszelkich niedomówień rozważa wszystkie najbardziej dyskutowane przykazania Starego Testamentu: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie przysięgaj fałszywie. I do każdego z nich stosuje tą samą konstrukcję: “w starym prawie powiedziano …, a ja wam powiadam” i tutaj niejako “podnosi poprzeczkę”. Ważność prawa Starego Testamentu jest nie tylko potwierdzona, ale i podniesiona na wyższy szczebel. Już nie samo zabójstwo jest karalne, ale nawet obmawianie, czy oczernianie drugiego człowieka. Już nie samo cudzołóstwo jest grzechem, ale pożądliwe myśli i patrzenie. Już nie tylko krzywoprzysięstwo jest złem, ale gadulstwo i nadużywanie słowa.

      Nie ma w tym wykładzie moralności Chrystusa żadnego rozwadniania. Jest jasne i klarowne rozróżnienie co jest dobrem, a co nim nie jest. I człowiek takiego właśnie klarownego rozróżnienia potrzebuje.

      Jeden z niemieckich księży zaskoczył mnie bardzo niecodziennym stwierdzeniem: “To, że nasze kościoły świecą pustkami, to nasza – księży wina. Dla celów popularności wprowadziliśmy teologię zaokrąglonych kantów, moralność bez przykazań i etykę bez grzechu. I teraz ponosimy tego skutki. Ludzie nas już nie potrzebują, ale też nie potrzebują już Boga. Radzą sobie sami. Ale jeśli oni nie osiągną zbawienia, to będzie to nasza i tylko nasza wina“.

      “Jeżeli zechcesz, to zachowasz przykazania …Pan położył przed Tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę.“ Tak słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu.

Friedrich Nietzsche napisał: „Rozbijcie stare tablice przykazań. Wróćcie znów wolność człowiekowi". Wielu usłuchało tego wezwania, a wśród nich był Hitler, który pisał: „Przyjdzie dzień, w którym przeciw tym dziesięciu przykazaniom ja wzniosę tablice nowego prawa... My walczymy przeciw przekleństwu tak zwanej moralności, uznawanej za boską, moralności każącej bronić słabego przed silnym, przeciwnej nieśmiertelnemu prawu wojny, która jest boskim prawem natury. My walczymy przeciw tak zwa¬nym dziesięciu przykazaniom".

Dobrze wiemy, jakie były skutki walki Hitlera z dziesięcioma przyka¬zaniami i jaką rzeczywistość wykreowały jego nowe prawa.

ks. mgr Bernard Twardowski