Słowo na niedzielę 15 maja 2016 r.
Chińska legenda opowiada o wdowie, której umarł syn. Zrozpaczona kobieta zwróciła się do świątobliwego starca o pomoc i pociechę. Starzec kazał jej znaleźć dom, którego mieszkańcy nigdy nie zaznali nieszczęścia, i przynieść zeń ziarenko gorczycy. To ziarenko miało być cudownym lekarstwem na smutek. Kobieta ruszyła na poszukiwania. Już w pierwszym napotkanym domu usłyszała o tylu i tak wielkich nieszczęściach, że pozostała w nim jakiś czas, aby pocieszać jego mieszkańców. Kobieta latami szukała domu bez bólu i cierpienia, ale wszędzie napotykała ludzkie nieszczęście i wszędzie udzielała pociechy. Czyniąc to, zapomniała nie tylko o uzdrawiającym ziarenku, lecz również o własnej rozpaczy.
Mądry starzec robi genialne pociągnięcie: wysyła zrozpaczoną kobietę w świat, pomiędzy ludzi. Wiedział bowiem, że grozi jej niebezpieczeństwo odseparowania się od innych, zapadnięcia się w siebie, zaryglowania się we własnej rozpaczy, wiecznego przeżuwania własnego smutku. zastygnięcia we własnym bólu. Starzec znał inne jeszcze niebezpieczeństwo, jakie czyha na człowieka, który zajmuje się wyłącznie własnym nieszczęściem. Mianowicie człowiek taki jest tak bardzo zajęty opatrywaniem własnych ran i opowiadaniem własnych nieszczęść, że często nie okazuje już żadnego zainteresowania dla trudnego losu i bolesnych doświadczeń bliźniego. Wysyłając kobietę na poszukiwania, starzec wiedział, że będzie ona musiała kontaktować się z innymi, zadawać im pytania, rozmawiać z nimi, słuchać ich opowiadań i wyznań. I liczył na to, że zrozpaczona kobieta, spotykając co krok tragedie i nieszczęścia bliźnich, pośpieszy im z pomocą i pociechą, a czyniąc to, sama wydostanie się z zaklętego kręgu własnego smutku. Tak też się stało: pocieszając innych, sama doznała pociechy.
Taki dobroczynny skutek ma nie tylko pocieszanie smutnych, lecz również każda forma wyświadczonego dobra, okazanego miłosierdzia, darowanej miłości. W symboliczny sposób opisuje to historia dwóch himalaistów. Przedzierając się przez śnieżną burzę, dostrzegli leżącego na stoku człowieka. Jeden z himalaistów poszedł dalej, gdyż uważał, że nie jest zobowiązany do niesienia pomocy, jeśli sam przy tym może zginąć. Drugi zszedł w dół, wziął ofiarę na plecy i kontynuował wędrówkę obarczony tym ciężarem. Ów wysiłek rozgrzał go, ciepło jego ciała udzieliło się skostniałemu z zimna człowiekowi. Po drodze minął zwłoki pierwszego himalaisty, którego zmogło zmęczenie, położył się więc na śniegu i zamarzł. Himalaista zrozumiał, że ratując bliźniego, uratował siebie.
Istnieje zatem powracająca fala dobra. Człowiek, który pełni dobro, pozostaje w sferze jego oddziaływania. Dobro samo wywdzięcza się swemu sprawcy. Kto pociesza, sam doznaje pocieszenia. Kto miłuje, sam rośnie w miłość. Kto niesie w mrok światło, powiększa jasność w sobie. Kto pomaga innym, pomaga sobie. Kto niesie cudze brzemię, staje się silniejszy i łatwiej dźwiga własne brzemię.
ks. mgr Bernard Twardowski