Słowo na niedzielę 13 lipca 2014 r.

       Kenneth Clark w autobiografii opisuje jedno ze swoich przeżyć religijnych. Było ono tak intensywne, że pod jego wpływem postanowił zmienić swoje życie. Jednak, gdy intensywność tego przeżycia minęła, Clark odsunął od siebie myśl jakiejkolwiek zmiany swego życia. Wspominając to wydarzenie napisał: „Sądzę, że to pragnienie przemiany było słuszne, ale byłem tak zaangażowany w świat, że nie byłem w stanie wprowadzić jej w życie. Byłem jednak pewien, że w tym przeżyciu był palec Boży”. Odpowiedź Clarka na słowo Boże można porównać do ziarna rzuconego na drogę. Słyszał głos boży, był przekonany, że to jest jedyna słuszna droga. Jednak nie poszedł tą drogą. Zbyt bardzo był przywiązany do spraw, które odciągały go od Boga. Słowo Boże nie wydało owocu.

      Inne ziarna padły na skalistą ziemię. Wyrosły szybko, ale równie szybko zwiędły, bo gleba była zbyt płytka. W czasie ostatniej wizyty św. Jana Pawla II w Polsce widzieliśmy ogromne tłumy wiernych, entuzjazm, radość, miłość, wsłuchanie się w to, co mówił Piotr naszych czasów. Patrząc na te zgromadzenia można odnieść wrażenie, że słowa Papieża padały na podatny grunt, że będą wydawać plon stokrotny. Więcej będzie uczciwości, sprawiedliwości, miłości w życiu społecznym. Z pewnością słowa zasiane przez papieża owocują. Nie ma jednak właściwej proporcji między entuzjazmem w czasie wizyty papieskiej a późniejszym owocowaniem. Wielu po kilku dniach zapominało o tych wielkich i wspaniałych przeżyciach i poczynionych wtedy postanowieniach. Ten entuzjazm okazał się zbyt płytką glebą, aby wydać trwały owoc wiary.

      Inne ziarno słowa Bożego pada między ciernie. Zaczyna rosnąć, ale pojawiają się różnego rodzaju troski i trudności życiowe, które zagłuszają kiełkujące dobro. W naszej codziennej doli, ciernie mogą przybrać taką zagłuszającą  formę. Marcin, aby poprawić byt materialny swojej rodziny w Polsce, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. W pierwszych miesiącach ciężko pracował i uczciwie żył. Z czasem zaczęła mu dokuczać samotność. Spotkał kolegów od kieliszka, kobiety, które pomagały mu zapomnieć o rodzinie zostawionej w kraju. Coraz mniej myślał i mniej pomagał żonie i dzieciom w Polsce. Rzadziej bywał w kościele, bo słowa, jakie tam słyszał były dla niego wyrzutem sumienia. Ciernie przygłuszyły ziarno dobra, które nie mogło wydać plonu.

      Zostało jeszcze ziarno, które padło na żyzną ziemię i wydało plon stokrotny. John R. Stott opisuje w jednej ze swoich książek wydarzenie ze swojej młodości. Pewnej nocy ukleknął i ofiarował swoje życie Chrystusowi. Następnego dnia napisał w swoim dzienniczku: „Wczoraj był naprawdę wielki dzień w moim życiu. Jezus zapukał do moich drzwi. Usłyszałem Go, i teraz wszedł do mojego dom. Oczyścił go i rządzi w nim”. Wiele lat później Stott napisze: „Naprawdę czuję się teraz głęboko poruszony i nowa radość wypełnia moje serce. Jest to radość bycia w pokoju ze światem. Czuję dotyk Boga... Nigdy naprawdę nie znałem Go wcześniej”.

ks. mgr Bernard Twardowski