Słowo na niedzielę 11 listopada 2018 r. 

100- lecie Niepodległości Polski

Trudno dzisiaj wyobrazić sobie tęsknotę za własnym krajem i pra­wem do swobodnego używania imienia Polski, gdy przywykliśmy do życia w wolnej Ojczyźnie. Przez 123 lata nie było Polski na ma­pach Europy, a żyjący wówczas rodacy nie mieli większego wspól­nego marzenia, jak odzyskanie niepodległości. Ponieważ w prawie międzynarodowym statek morski stanowi odpowiednik suweren­nego terytorium państwowego, książę Władysław Czartoryski, idąc za sugestią Romualda Traugutta, zakupił go, by w ten sposób stwo­rzyć cząstkę wolnego kraju. Podniesienie polskiej bandery na stat­ku, nazwanym „Kiliński", uczyniłoby z niego najmniejszą - obsza­rowo - Polskę w historii. Fakt ten miał też dać podstawę Anglii do uznania polskich powstańców - walczących wówczas w Powsta­niu Styczniowym - za regularną armię wojującego państwa pol­skiego ze wszystkimi prawami z tego wynikającymi. Niestety, 12 lutego 1864 roku, w Maladze, władze hiszpańskie zaaresztowały polski statek, który potajemnie udawał się na Maltę, aby tam pod­nieść polską banderę. Ta niezwykła próba wskrzeszenia Polski za­kończyła się niepowodzeniem.

Sprawa przez lata utraconej niepodległości Polski była tematem życia wszystkich, którzy przyznawali się do polskości. Świadczą o tym pomniki i księgi historyczne opisujące bohaterstwo i poświęcenie arystokracji, szlachty, duchowieństwa, chłopstwa, robotników i mieszczan. Pamiętali, kim są, a przede wszystkim: kim byli. W okresie trwania powstania 1863 roku najsroższe kary spotykały duchowieństwo za ogłoszenie z ambon dekretu uwłaszczeniowe­go Rządu Tymczasowego. Chłopi, którzy według jego postano­wień otrzymywali ziemię, a przez to często stawali się gorącymi zwolennikami wolnej Polski. Paradoksalnie mniej lat katorgi cze­kało księdza, który został schwytany w oddziale powstańczym, niż tego, który odczytał narodowe przesłanie uwłaszczeniowe i przyjmował od chłopów przysięgę na wierność rządowi powstań­czemu. To w tym czasie - zmagań o wolność i ziemię - została osta­tecznie przypieczętowana „unia ołtarza z narodem".

Symbolem czasów szczególnej pamięci Polaków o swej Ojczyźnie była pieśń „Boże, coś Polskę!", zmodyfikowana wersja „Hymnu na rocznicę ogłoszenia Królestwa Polskiego" z tekstem Alojzego Felińskiego - żołnierza powstania kościuszkowskiego i jednego z sekretarzy Tadeusza Kościuszki oraz muzyką wziętą z pieśni maryjnej „Serdeczna Matko". Przez długi czas była ona hymnem Polaków. Dopiero w 1927 r. Ministerstwo Wyznań i Oświecenia Publicznego podjęło decyzję oficjalnego uznania za hymn narodowy Mazurka Dąbrowskiego, gdyż zdarzały się wypadki, że orkiestry obcych państw witały polskich dostojników właśnie melodią „Boże, coś Polskę". Pieśń ta świadczyła, że Polacy ciągle modlą się za Ojczyznę, a pamiętając jak cenną jest niepodległość, wołają do Niego nieustannie, by trwała i prowadziła kolejne pokolenie po morzach historii.

ks. mgr Bernard Twardowski