Słowo na niedzielę 8 stycznia 2017 r.  

 Przyzwyczailiśmy się do tego, że jesteśmy ochrzczeni: my sami i nasi bliscy. Jest tak, odkąd pamiętamy, bo rzadko zdarza się chrzest dorosłych. Może gdzieś w krajach misyjnych częściej. Od dziecka więc uczestniczymy w rzeczywistości w którą wprowadził nas chrzest - w rze­czywistości Kościoła, sakramentów, życia łaski.

   Sakrament chrztu świętego można jednak potraktować na sposób magiczny. Dzieci należy ochrzcić, bo taka tradycja, tak wypada, tak się zawsze robiło. A potem! No właśnie - i co potem? Kościół pierwotny był daleki od takiego kryptomagicznego podejścia wobec chrztu świętego. Dlatego istniał długi i wymagający okres, zwany katechumenatem. Kiedy człowiek dorosły podejmował decyzję o przyjęciu chrztu, musiał przejść okres katechumenatu, który był podzielony na pewne etapy, zwane wtajemniczeniem chrześcijańskim. Okres ten był zstępowaniem do źródła chrzcielnego: w sensie dosłownym i w sensie przenośnym. Przyszły chrześcijanin musiał uświadomić sobie dokładnie i wyraźnie swoją sytuację duchową, która była sytuacją – grzechu – niemocy i oddalenia od Boga. Żeby go mógł oświecić blask sakramentu, najpierw musiał sobie uświadomić ciemności grzechu, w jakich trwa. Aby mógł doświadczyć mocy sakramentu, najpierw musiał doświadczyć własnej niemocy wynikającej z oddalenia od Boga. Katechumenat był stawianiem siebie samego w prawdzie, radykalnym wejściem na drogę nawrócenia. Poszczególne etapy wskazywały kierunek i jedno­cześnie przybliżały do światłości, którą jest Jezus Chrystus.

   W naszych czasach, kiedy chrzest dzieci jest powszechny, ten proces powinien się dokonywać po chrzcie. Do tego zresztą zobo­wiązują się rodzice, przynosząc dziecko do chrztu - że przekażą mu wiarę. Jak jest w rzeczy­wistości - sami wiemy najlepiej. Rodzice są często zdania, że dziecku trzeba przekazać dom, samochód, konto bankowe, pomóc w dobrym wykształceniu i znalezieniu dobrze płatnej pracy - i najlepiej, gdyby się to wiązało z udanym związkiem małżeńskim. A wiara? Owszem, może i jest ważna, ale od tego jest Kościół, katecheci itp. Jeśli jednak przyjęty chrzest nie doprowadził rodziców do wiary żywej, do zmiany mentalności z pogańskiej na chrześcijańską, to jak to może się dokonać w życiu ich dzieci?

   Chrzest nie jest magicznym rytem, którego przyjęcie automatycznie uczyni kogoś chrześcijaninem. Czytania dzisiejszej uroczystości podkreślają obecność Ducha Śniętego. Jest On nad wybranym Sługą Jahwe, który jest zapowiedzią Mesjasza; jest obecny w przepowiadaniu Piotra w domu Korneliusza, a nawet uprzedza to przepowiadanie; jest wreszcie obecny nad Jezusem w czasie chrztu w Jordanie. I nie może być inaczej w życiu chrześcijanina. Kto nie ma ducha Chrystusowego, ten do Chrystusa po prostu nie należy, nawet gdyby miał metrykę chrztu.

ks. mgr Bernard Twardowski