Słowo na niedzielę 02 listopada 2014 r. 

      Łaszewski Wincenty napisał: „Legendy i opowieści różańcowe”. Jedna z legend opowiada niezwykłą historię związaną z sykstyńskim freskiem Sądu Ostatecznego Michała Anioła Buonarotti.
      Kiedy Michał Anioł zaczął malować swoją wizję Sądu, zauważył ze zdumieniem, że Chrystus Sędzia został umieszczony niesymetrycznie, nieco z boku otaczających Go aniołów i świętych. A przecież Buonarotti pamiętał, że postać Sędziego z gniewnie uniesioną dłonią i wzrokiem skierowanym ku potępionym, zaplanował w centrum kręgu niebiańskich postaci. Próbował więc ratować swój artystyczny zamysł, przesuwając nieco kilku świętych z prawej strony Zbawiciela, ale udało mu się to zaledwie połowicznie.

      Wystarczy spojrzeć na fresk, aby dostrzec ten wysiłek artysty: po prawicy Jezusa, a z naszej strony po lewej, widać wklęsłość kręgu otaczającego Chrystusa. Michał Anioł próbował jeszcze rozbudować Chrystusowe szaty, przedstawiając je tak, jakby szarpał je dochodzący z otchłani wiatr, ale wówczas zdarzyła się kolejna niewytłumaczalna rzecz. Farby nanoszone na tynk ściekały, jakby kładzione były na wosk. Zdumiony malarz sprawdzał po wielekroć stosowane przez siebie barwniki, ale nie zdało się to na nic. W innych miejscach farby kładły się należycie, w tym jednym nie chciały słuchać pędzla.

      Zirytowany Michał Anioł na kilka dni porzucił pracę nad freskiem. Wrócił pod ścianę kaplicy dopiero wtedy, kiedy zaświtała mu myśl: "Może Bóg chce, abym malował inaczej? Może nie maluję świętej prawdy? Może nie tak wyglądać będzie Sąd Ostateczny?". Mijały godziny, a Buonarotti siedział samotny przed rozpoczętym malowidłem. Patrzył, myślał, pytał Boga, czego od niego oczekuje.

      "Zapomniałeś o mojej Matce" – dobiegł go głos cichy, ale brzmiący jak huk dalekich wodospadów. Michał Anioł otrząsnął się. Czyżby coś mu się przywidziało, czy też rzeczywiście przemówił do niego Chrystus? Ale wokół panowała niczym nie zmącona cisza. Głos się już nie powtórzył.

      Istniał tylko jeden sposób, by sprawdzić rzeczywistość tego, co malarz przed chwilą usłyszał. Michał Anioł wspiął się na rusztowania i po prawicy Chrystusa zaczął malować Maryję. Zdziwiony patrzył, jak farby kładą się posłusznie na mokrym tynku i spod pędzla wydobywa się postać siedzącej Niewiasty: pogodnie zamyślonej, wpatrzonej we wstępujące do nieba dusze. Przez następne dni i tygodnie, praca nad freskiem przebiegała bez przeszkód. Bóg pozwolił artyście namalować nawet mitycznego Charona, przeprawiającego się łódką przez Styks...

      Michał Anioł oddychał z ulgą i malował, malował, malował. Nagle tynk znowu odmówił przyjęcia kładzionej farby. Artysta tworzył właśnie prawą stronę Sądu – dusze zbawionych, wniebowstępujących. Postacie pociągane niebieską grawitacją, ze złożonymi modlitewnie rękoma albo z podniesionymi w górę głowami, płyną ku wiecznemu szczęściu. "Ale dlaczego farba nie chce mi być posłuszna?". Michał Anioł nie sprawdzał już jakości barwników. Nie szukał żadnych innych przyczyn, jak tylko tych, tkwiących w zamiarach Wszechmocnego. Odprawił pomocników, a kiedy został sam w świątyni, zaczął się modlić. Długo musiał czekać na chwilę, w której usłyszał szept: "Zapomniałeś o różańcu". I Michał Anioł namalował scenę, w której jakaś postać wciąga do nieba dwóch ludzi uczepionych różańca.

      Zmówmy dzisiaj różaniec za naszych zmarłych.

ks. mgr Bernard Twardowski