Słowo na niedzielę 1 grudnia 2019 r. 

W niedzielę 30 czerwca 1974 roku, grupa około stu młodych ludzi bawiła się w jednej z sal potężnego gmachu, położonego na granicy stanu New York. Nagle miejsce, gdzie bawili się ci młodzi ludzie, napełniło się dymem i płomieniami. W ciągu kilku minut dwudziestu czterech młodych ludzi zginęło w płomieniach, albo zostało stratowanych przy wyjściach w czasie powstałej paniki.

Według relacji oficera tamtejszej policji, kierownik zespołu muzycznego prosił przez mikrofon tańczących, aby powoli opuszczali salę, kiedy poczuł dym i podejrzewał, że może to być pożar. Nikt jednak z bawiących się młodych ludzi nie wziął na serio jego ostrzeżenia i bawili się dalej. Dopiero, gdy ukazały się płomienie i pożar zaczął się szybko rozprzestrzeniać, powstała panika i wszyscy rzucili się do wyjścia. Dla wielu z nich było już za późno! Gdyby usłuchali pierwszego ostrzeżenia prawdopodobnie nikt by nie zginął!

Czym byłoby nasze życie gdybyśmy w nim nie mieli wielu ostrzegawczych słów i znaków? Jeśli respektujemy te słowa i znaki, które nas chronią przed doczesnymi nieszczęściami, dlaczego mielibyśmy przejść obojętnie wokoło znaków i słów, które niosą nam radosną wieść o zbliżającym się naszym zbawieniu?

Czy ktoś z nas gdyby wiedział, że tej nocy przyjdzie do naszego domu złodziej, czy położyłby się spać? Czy przeciwnie, nie czuwałby, aby nie dopuść do kradzieży? My wszyscy wiemy, że za cztery tygodnie przyjdzie do nas Chrystus, przyjdzie nasz Zbawca, przyjdzie nasz Odkupiciel, przyjdzie Boskie Dziecię Jezus. Czy przejdziemy nad tym znakiem obojętnie? Czy ta wieść nas nie zmobilizuje, nie zmusi do czuwania i przygotowania się na Jego przyjście?

Ale co to znaczy czuwać? Czuwać, to przede wszystkim wierzyć a nawet być pewnym, że On przyjdzie. Czuwać, to także być gotowym na spotkanie z Penem, nosić w sobie tę świadomość, że to On bardziej aniżeli my pragnie tego spotkania. Krótko: czuwać, to nie zmarnować okazji, ani nie zmarnować swojego życia. Lepszej okazji na spotkanie z Chrystusem, jak Boże Narodzenie już nigdy mieć nie będziemy. Czuwajmy, żeby ta okazja nie przeszła obok nas niepostrzeżenie. Byłby to wtedy dla nas nie dający się niczym wytłumaczyć smutny dramat naszego życia. Myślmy już od dziś, że u końca naszej tegorocznej adwentowej drogi stoi już Pan. Stoi i czeka na czuwających na Jego przyjście. Stoi i niczego więcej nie pragnie jak tylko naszego z Nim spotkania. Nie zmarnujmy tej życiowej szansy. Nie przejdźmy obok niej obojętnie.

ks. mgr Bernard Twardowski