Słowo na niedzielę 1 kwietnia 2018 r.
Jedna z babć uwielbiała swojego najstarszego wnuka Marka. Był dobrym, młodym człowiekiem. Przystojny, przyjacielski. uprzejmy, bardziej dojrzały niż jego rówieśnicy. Był także znakomitym sportowcem. a w szkole prymusem. Na ty dzień przed ukończeniem szkoły uderzył go samochodem pijany nastolatek, gdy ten wracał z meczu baseballowego. Marek zmarł trzy godziny później w szpitalu. Wszyscy w rodzinie byli zdruzgotani. Najbardziej rozżalona była babcia. Ze złością zadawała pytania: „Dlaczego zdarzają się takie okropne rzeczy? Dlaczego tak się stało z moim wnukiem. Jaki Bóg mógł na to pozwolić. Jest On bezlitosnym i okrutnym Bogiem. Jak mogę wierzyć w takiego Boga. Nie wierzę w Niego. Wnuk był taki młody, miał przed sobą całe życie. To normalne. gdy umierają starsi, ale gdy umiera ktoś przed kim jest całe szczęśliwe życie, to krzycząca niesprawiedliwość. Nie wierzę w niebo. W nic nie wierzę”. Szamotała się z tym rozżaleniem kilka miesięcy, czyniąc tę tragedię dla rodziny jeszcze trudniejszą. Przestała chodzić do kościoła i odmówiła rozmowy z księdzem, który przyszedł do jej domu, aby z nią porozmawiać. Powiedziała, że nienawidzi Boga. Aż pewnej nocy, nie była pewna czy to sen, czy jawa ujrzała uśmiechniętego wnuka w baseballowym stroju. Uśmiechając się powiedział do niej: „Kochana babciu, nie bądź smutna. W nowym miejscu jestem bardzo szczęśliwy. Tu życie jest nieskończenie piękniejsze. Nie rozpaczaj. Wszyscy kiedyś musimy umrzeć. Nie ważne czy w wieku młodzieńczym czy starszym. Tu wszyscy jesteśmy młodzi, uśmiechnięci i szczęśliwi”.
Po tym wydarzeniu życie starszej pani całkowicie się odmieniło. Uporała się z żalem i wściekłością. Odnalazła kojącą obecność wnuka na innej, duchowej drodze.
Ten sen, jak i wszystkie inne sny o życiu wiecznym, o doskonałym kształcie miłości, nabrały mocy silniejszej niż śmierć. Ten sen doznał spełnienia w jerozolimskim ogrodzie, przy grobie Jezusa, który dla pewności zamknięto i zapieczętowano olbrzymim głazem i postawiono straż. Pamiętny świt nad Jerozolimą był podobny do wielu innych. Na wschodzie pojawiały się pierwsze poranne zorze, śpiew ptaków dopełniał ciszy jerozolimskiego poranka. Jednak dla tych. którzy słyszeli o Jezusie, którzy Go kochali i nienawidzili, którzy patrzyli na Jego śmierć na krzyżu, ten poranek był niepowtarzalny i jedyny. Maria Magdalena nie zauważała piękna jerozolimskiego poranka, strącając poranne krople rosy smutna zdążała do grobu swego ukochanego Mistrza. Ku swemu przerażeniu zauważyła kamień odsunięty od grobu. Przerażona pobiegła do uczniów, a ci niedowierzając jej słowom przybiegli do grobu. Rzeczywiście grób był pusty.
Umysły uczniów przeszył potężny strumień niebieskiej świadomości. Dopiero teraz zrozumieli i uwierzyli w słowa Chrystusa, który wcześniej mówił o swojej śmierci i zmartwychwstaniu. A zatem jest miłość silniejsza aniżeli śmierć. Tą miłością jest Chrystus.
ks. mgr Bernard Twardowski